Dzwony Św. Tomasza

Dzwony Św. Tomasza

  • Barańczak
  • 16.12.2023
  • Blog, myśli
  • Brak komentarzy

Mniej więcej rok temu pisałem na blogu o piosence Stinga na temat Księgi Liczb, która pochodzi z jego najnowszej płyty The Bridge i jest fascynującym przykładem odniesień religijnych w twórczości Stinga. Teraz zaś przyszła pora na najlepszy (moim zdaniem) utwór z tego samego albumu: The Bells Of St. Thomas, w którym można mówić wręcz o mistycznej syntezie religii, sztuki i życia. Zanim przejdę do tekstu, warto zauważyć, że został on napisany do gotowej muzyki Dominica Millera – wieloletniego gitarzysty Stinga – który nagrał ją kilka lat wcześniej na swoim albumie Silent Light jako melancholijną gitarową kompozycję pod tytułem Valium. Dlatego kiedy usłyszałem pierwsze dźwięki The Bells Of St. Thomas, pomyślałem sobie, że Sting tym razem poszedł na skróty – nie mając zapewne pomysłu na piosenkę, dopisał jakiś tekścik do gotowego utworu Millera i jest kolejna zapchajdziura na płytę. Kiedy jednak wsłuchałem się w ów „tekścik”, to praktycznie zaniemówiłem z wrażenia. Nie dość, że jest to naprawdę głęboka opowieść, to jeszcze w niezwykły sposób łączy się z tą spokojną muzyką, która jakby wręcz pomagała odkrywać tę głębię.

Tekst rozpoczyna się refleksją skacowanego faceta budzącego się w Antwerpii w łóżku bogatej kobiety, naturalnie nic nie pamiętając z poprzedniego wieczoru. Rozpoznaje jednak, że jest niedziela, bo słychać kościelne dzwony – nie wiadomo czy bardziej za oknem, czy wewnątrz głowy. Przywołuje mu to na myśl Sąd Ostateczny oraz postać Św. Tomasza, który przecież jest apostołem znanym jako „niewierny Tomasz” – na marginesie według mnie jest to dość krzywdzące, bo Tomasz był raczej wątpiący niż niewierny, a to pewna różnica. Następnie przenosimy się do wyimaginowanego kościoła Św. Tomasza (w Antwerpii nie ma, ani – o ile mi wiadomo – nigdy nie było kościoła o takim wezwaniu), w którym podmiot liryczny skupia się na intrygującym (autentycznym) obrazie Rubensa przedstawiającym wspomnianego apostoła, przyglądającego się ranom zmartwychwstałego Chrystusa. Obraz ten (na zdjęciu powyżej) w rzeczywistości jest tryptykiem z 1615 roku, który Rubens namalował dla burmistrza Antwerpii Nicolaasa Rockoxa, umieszczonego zresztą wraz z małżonką na bocznych skrzydłach. Dzieło to można obecnie oglądać w Królewskim Muzeum Sztuk Pięknych w Antwerpii.  Rany Chrystusa, które ogląda św. Tomasz „za nas wszystkich” (jak wyśpiewuje Sting) są tu nie tylko ranami zadanymi Bogu przez ludzki grzech, ale też ranami zadanymi przez nas sobie nawzajem np. przez zdradę lub rozstanie. Natomiast tytułowe dzwony na dachu kościoła Św. Tomasza to powracający motyw prowokujący do refleksji nad ludzkim sceptycyzmem i niewiernością, zarówno w sensie relacji z Bogiem, jak i relacji międzyludzkich, zwłaszcza małżeńskich. Dlatego te dzwony cierpią, płaczą, są popękane i zniszczone „jak ziemia w czasie suszy”, być może stając się w ten sposób symbolem poranionego ludzkiego życia. A swoim ciągłym biciem przywodzą na myśl nieuchronny dzień Sądu i wzywają… no właśnie: do czego?

W tym właśnie osobiście widzę sens tej piosenki w kontekście adwentowym. Choć podmiot liryczny przyznaje wprost, że nie zna znaczenia tych dzwonów i nie wie czego one od niego oczekują, to jednak ich dźwięk powoduje, że zaczyna rozmyślać o swoim życiu, o relacjach, o doświadczonych i wyświadczonych zranieniach i o wątpliwościach dotyczących wiary (w istocie Sting mówi sam o sobie, że jest agnostykiem). Myślę, że Adwent to czas takiej właśnie refleksji, a dzwony wciąż, jak w tej pięknej piosence, przypominają: Pan jest blisko…

 

 

Budzę się w Antwerpii
W łóżku jakiejś bogatej kobiety
Człowiek z młotkiem
Jest w środku mojej głowy

Ona mówi: „Nie mogłam Cię dobudzić
Myślałam, że nie żyjesz
Ale mówiłeś coś przez sen
Nie wiem, co powiedziałeś”

Patrzę w lustro
Oczy mam przekrwione
W ustach mam posmak
Starej brandy i ołowiu

Nie wiem jak się tu dostałem
Albo czy ktoś mnie przyprowadził
Ale poznaję, że to niedziela
Po dzwonach w mojej głowie

Gdy wołają do wiernych
Żywych i umarłych:
Ostatnie dni sądu przed nami
A dzwony na dachu Św. Tomasza
Wzywają…

Ona mówi „Jesteś głodny?
Wyglądasz na niedożywionego”
„Nie, lepiej sobie pójdę
Wypiję kawę zamiast tego”

„Pozwól, że dam Ci jakieś pieniądze”
Mówię: „nie trzeba
Nie jesteś mi nic winna
Tak się umówiliśmy”

Lecz ten pokój jest jak pałac
Z książki, którą kiedyś czytałem
A słowa, o których myślę
powinny lepiej pozostać niewypowiedziane

Szukam swoich ubrań
A ona pyta czy nie zostanę
„Jest tu dla Ciebie miejsce
Mój mąż wyjechał”

Dzwony na Św. Tomaszu
Cierpią z wątpliwości
Są popękane i zniszczone
Jak ziemia podczas suszy

Szukałem ich znaczenia
Ale nie odkryłem
Czego od nas oczekują
Albo dlaczego dzwony na dachu Św. Tomasza
Płaczą…

Wchodzę do kościoła, chociaż teraz jest pusty
Dach jak odwrócony statek i dziób
To ambona, a na ścianie
Św. Tomasz ogląda rany za nas wszystkich

To obraz Rubensa
Namalowany z życia
Otoczony jest przez bogacza
I jego elegancką żonę

Wszyscy dzielimy rany
A nadal potrzebujemy dowodu
Możesz udawać swą obojętność
Sprawiać wrażenie zdystansowanego

Ale rany, których się wypieramy, wciąż pozostają takie same
I dzwony na Św. Tomaszu znowu zaczynają bić

Święty po którym zostałem nazwany
Niewierny brat
Żona bogatego człowieka
W ramionach innego

I rany na wylot
Po nieudanej miłości
Ona powiedziała, że odchodzi
Ale w rzeczywistości już odeszła

A dni Sądu Ostatecznego już przed nami
I dzwony na dachu Św. Tomasza
Wzywają…


Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

DO GÓRY