Refleksje na temat ostatnich badań CBOS

CBOS opublikował wyniki najnowszych badań dotyczących zróżnicowania osób niewierzących i wierzących. Najkrócej rzecz ujmując wynika z nich, że sondażowy portret przeciętnego wierzącego wygląda następująco: kobieta powyżej 55 lat o wykształceniu podstawowym lub średnim zawodowym, zarabiająca znacznie poniżej średniej krajowej i zadowolona z życia. Natomiast ateista to najczęściej mężczyzna w wieku od 18 do 34 lat, mieszkający w dużym mieście, mający co najmniej średnie wykształcenie, dość dobrze sytuowany materialnie i również zadowolony ze swego życia. Naturalnie są to sylwetki nie odzwierciedlające rzeczywistości, a jedynie pokazujące pewne tendencje społeczne. Zastanowiłem się przez chwilę nad portretem przeciętnego niewierzącego i uznałem, że coś w tym jest. Faktycznie, patrząc na moją dotychczasową praktykę duszpasterską, najtrudniej mi w kościele dostrzec młodych facetów. Jasne, że są, ale jest to zdecydowanie najmniej liczna grupa wiernych. Warto sobie zadać pytanie: dlaczego?
Chyba muszę się uderzyć trochę w pierś i przyznać, że jako Kościół lokalny (parafia, diecezja) nie mamy takim ludziom zbyt wiele do zaoferowania. Oczywiście powstaje tu ważne pytanie: czego młody, szczęśliwy facet o dobrym statusie materialnym potrzebuje od strony duchowej. Myślałem o tym dłuższą chwilę i jedyna odpowiedź, jaka przychodzi mi do głowy, jest niestety druzgocąca: na pewno nie tego, co księża mu serwują. Myślę tu o przeciętnej parafii, która może zaproponować niedzielną Mszę św. ze średnio trafionym kazaniem, jakąś grupę duszpasterską (charyzmatyczną lub spokojniejszą) i co poza tym? A co od strony kulturalnej? Zawodzący organista albo fałszująca schola. A od strony intelektualnej? Kompletnie nic. Kiedyś były Kluby Inteligencji Katolickiej, jakieś spotkania dyskusyjne, gdzie to wszystko się podziało?
To wszystko piszę wczuwając się jakby w sytuację młodego, inteligentnego człowieka, który naprawdę chciałby doświadczyć czegoś w swoim życiu wiary, i niekoniecznie chodzi od razu o mistyczne uniesienia, ale o prawdziwe poznanie swojej wiary i zbudowanie trwałego fundamentu. O zobaczenie, że wszystko, co go w życiu otacza, ma jakiś pierwiastek duchowy i głębię możliwą do odkrycia. Pewien muzyk, który ze mną współpracował, po wspólnym koncercie nazajutrz napisał mi sms mniej więcej takiej treści: Dziękuję za wczorajszy koncert. Oddaliłem się od Kościoła, bo brakuje mi w nim ducha, poezji, mistycyzmu i to wczorajsze doświadczenie było mi bardzo potrzebne. To jest dla mnie jeden z dowodów, że człowiek oczekuje w kościele pewnych pierwiastków związanych z kulturą: poezji, teatru, dobrej muzyki. Na szczęście są parafie, świątynie, w których się to realizuje. Na nieszczęście jest ich zbyt mało. I wydaje mi się, że młodzi, dojrzali ludzie (nie mówię o młodzieży, bo to jest inny temat) zaczęli tych spraw poszukiwać poza Kościołem. Wtedy świątynia szybko przestaje być potrzebna i – co za tym idzie – Pan Bóg też.
To wszystko są moje luźne refleksje związane z sondażem CBOS. Nie chcę tu szukać rozwiązań, bo uniwersalnych na pewno nie ma – np. coś, co można zrobić bez problemu w dużej parafii w Warszawie, pozostaje kompletną mrzonką w parafii na popegeerowskiej wiosce. Ale chciałbym z całego serca młodych, wykształconych ludzi w Kościele zatrzymać.

Komentarze

  1. Niestety, muszę się z tym zgodzić… Z kim podyskutować? Jak ciekawie spędzić czas? Raczej w Kościele na prowincji trudno pomiędzy fałszującym chórem a Dziećmi Maryi. Pozdrawiam

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

DO GÓRY