Pieśni tradycyjne

Muszę przyznać, że w większości przypadków sceptycznie podchodzę do wykonywania muzyki liturgicznej w kościołach. Czasem powodem owego sceptycyzmu stają się organiści, którym niebawem poświęcę osobny temat. Często jednak moje uszy więdną z powodu samego śpiewu w świątyniach, który – jak zapewne Państwo sami przyznacie – nie jest ani rytmiczny (ciągnie się jak guma do żucia), ani równy w zakresie dynamiki (zawsze ktoś się wybija i zazwyczaj nie jest to diwa operowa), ani melodyjny (zresztą dziwnym trafem fałsze zawsze słychać najgłośniej). Mimo tych wszystkich uwag i – bez cienia przesady – cierpień, które czasem przeżywam w czasie liturgii, z wielkim szacunkiem odnoszę się do pieśni tradycyjnych czy – jak kto woli – ludowych. Charakteryzujące się w znacznej większości prostotą harmonii i jeszcze większą prostotą tekstu o dziwo często nie są wcale pozbawione teologicznej głębi i emocjonalnego przekazu treści katolickiej wiary. Naturalnie trzeba do tradycyjnych pieśni podchodzić z dużą świadomością ich niejednolitości – wszak są one najczęściej produktem pobożności ludowej, więc zjawiają się nagle w tekście takie perełki, jak np.:
Zasłużyliśmy, to prawda, przez złości,
By nas Bóg karał rózgą surowości;
Lecz kiedy Ojciec rozgniewany siecze,
Szczęśliwy, kto się do Matki uciecze.
Jest to zwrotka, którą można (a nawet trzeba) spokojnie opuścić. I na szczęście tak się dzieje, bo już dawno  tego fragmentu nie słyszałem. Albo to:
Bądźże pozdrowiony, Baranku Boży;
Zbaw nas, gdy miecz Pański na złych się sroży!
Fragment co najmniej dyskusyjny. Ale pozostały tekst w porządku. W nowych wydaniach śpiewników kościelnych często niepoprawne teologicznie treści są już zrewidowane i wycięte. Czuwa nad tym sztab teologów wyłapujący wszelkie niuanse. Gorzej niestety z niepoprawnością stylistyczną albo logiczną. Ostatnio pracujemy z zespołem nad aranżacjami tradycyjnych pieśni wielkopostnych. Jest to szansa odkrycia ich piękna i głębi, ale też okazja do wykrycia w nich błędów i niejasności. Przy pracy nad utworem Dobranoc, Głowo święta zwróciłem większą uwagę na tekst tej pieśni:
Dobranoc, Głowo święta Jezusa mojego,
Któraś była zraniona do mózgu samego.
Hmm… zwrotka nieco naturalistyczna, ale jak najbardziej może być, bo pobudza wyobraźnię. Dalej refren:
Dobranoc, kwiecie różany,
Dobranoc, Jezu kochany, 
Dobranoc.
Wszystko wydaje się w porządku, gdy nagle:
Dobranoc, śliczna lilija,
Jezus, Józef i Maryja,
Dobranoc.
Dla mnie to jest jakaś pomyłka. Zresztą, szczerze powiedziawszy, te wersy wyglądają mi na coś w rodzaju późniejszego dopowiedzenia wiejskiego nieuka. Zwróćmy uwagę na pierwszą część zwrotki, w którym autor porównuje Jezusa do różanego kwiatu. Metafora jak najbardziej celna i obrazowa. W drugiej części natomiast mamy porównanie do ślicznej lilii, które jeszcze od biedy można przełknąć, ale skąd nagle Jezus, Józef i Maryja? Rozumiem, że Jezus wisi na krzyżu, Maryja stoi pod krzyżem, ale Józef? Skąd się tam wziął? Chyba że chodzi o Józefa z Arymatei, który prosił Piłata o zabranie ciała Jezusa. I co ma do tego śliczna lilija? Dla mnie to się nie trzyma kupy i drugą część refrenu uznaję za kompletnie bez sensu. Niestety nie mam możliwości sprawdzić, czy te nieszczęsne wersy znajdują się w najstarszej zachowanej wersji pieśni (która pochodzi z XVIII wieku), ale nawet jeśli tak, to z czystym sumieniem, w imię logiki i spójności treściowej, wycinam drugą część refrenu i śpiewam dwa razy pierwszą. Tak jest ładnie.
Zachęcam do odkrywania piękna tradycyjnych ludowych pieśni. One zupełnie inaczej brzmią, gdy się je zaśpiewa np. w domu, przy akompaniamencie fortepianu czy gitary. Kiedy nie słyszy się wszechobecnego buczenia piszczałek organowych i pobożnych pań w ławkach. 

Komentarze

  1. Śpiewam w chórze "Dobranoc Głowo Święta". My śpiewamy tylko pierwszą część refrenu. Może po prostu Maryja pasowała im do rymu? 🙂

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

DO GÓRY