Czas pędzi nieubłaganie i ani się spostrzegłem, a tu Wielki Post. Bardzo lubię ten okres liturgiczny, który – wbrew wszelkim pozorom – nie jest wcale czasem smutnym. Dla mnie osobiście jest to czas odrodzenia. Ostatnio coś tam pisałem o porach roku, że zima jest okresem obumarcia przyrody, aby mogła odrodzić się na nowo w czasie wiosny. Można odnieść tę myśl analogicznie do życia duchowego. Wielki Post jest chwilą zatrzymania w codziennym biegu, żeby zobaczyć, co we mnie tkwi i przede wszystkim co potrzebuje zmiany. Czterdzieści dni to idealny przedział czasu na walkę ze słabościami, na ćwiczenie silnej woli, na nawracanie się ku Dobru. Nawet jeśli nie wszystko się uda (a raczej nigdy się wszystko nie udaje), warto ten wysiłek podjąć, bo zawsze pójdziemy w dobrą stronę. Choćby o centymetr, ale do przodu.
Zatem postanowienia wielkopostne zawsze mam i staram się, żeby one nie były jedynie wyrzekaniem się czegoś, ale by tworzyły coś pozytywnego. A najlepiej jeśli łączą w sobie oba te pierwiastki: pokutę z budowaniem dobra.
Dlatego teraz w ramach popielcowej pokuty idę sprzątać mieszkanie.