Barańczak na rowerze

Rower w swoim życiu odkryłem dość późno, choć jeździłem na dwóch kółkach od wczesnego dzieciństwa. Ale tak naprawdę poznałem, co to dla mnie znaczy, dopiero w wieku lat szesnastu, gdy zacząłem wypuszczać się w dłuższe trasy. Początkowo nieśmiało, po trzydzieści, czterdzieści kilometrów, potem coraz dalej i częściej, aż doszedłem do wycieczek ponad stukilometrowych. Oczywiście nie liczył się dla mnie pokonany dystans (choć można się było zawsze komuś pochwalić), ani prędkość, ani też żadne rekordy. Nigdy nie jeździłem wyczynowo i nigdy mnie do tego nie ciągnęło. Wolałem pedałować spokojnie i mieć czas na podziwianie krajobrazów. Dlatego też, kiedy tylko mogłem, unikałem lasów. Las zasłania widoki, ogranicza przestrzeń, tłamsi, podobnie jak miasto (z tą różnicą, że w lesie jest czym oddychać). Co innego pola. Niczym nie skrępowane krajobrazy dawały poczucie wolności, tym większe, im bardziej oddalałem się od domu. Ponadto jeżdżąc na całodniowe wycieczki miałem czas nałapać dystansu do wszystkich codziennych spraw i problemów. Wracałem zawsze cholernie zmęczony, ale spokojny i szczęśliwy.
Potem przyszło seminarium i nie było już tyle czasu na wycieczki, nawet w czasie wakacji. Rower poszedł w odstawkę i przypominałem sobie o nim tylko od święta. Dzięki Bogu, coś drgnęło w zeszłym roku. Jakaś struna się poruszyła. Postanowiłem, że wracam na dwa kółka, i to z grubej rury. Kupiłem nowy rower, sakwy, trochę sprzętu biwakowego i w czasie urlopu wybrałem się do Danii. Okazało się, że trafiłem w dziesiątkę. Poczułem się dokładnie tak, jak wtedy, u progu dorosłości: wolność i przestrzeń, aktywny wypoczynek i dystans do wszystkiego. Po powrocie opisałem tę przygodę w blogu rowerowym, który założyłem specjalnie z myślą o tego typu wycieczkach, opuszczając jedynie ostatnie dni, ponieważ w zasadzie nie spędziłem ich już na rowerze, ale na zwiedzaniu i powrocie do domu (pociągiem i promem).
W miniony czwartek, korzystając z pogody, rozpocząłem nowy sezon rowerowy. Długo wahałem się, czy relacje z wycieczek opisywać w osobnym blogu, czy też wszystko przenieść tutaj, w jedno miejsce. Uznałem jednak, że „wąska specjalizacja” domaga się osobnego kawałka cyberprzestrzeni. Dlatego, jeśli kogoś interesują moje turystyczne wojaże, zapraszam do czytania „Barańczaka na rowerze„. A nade wszystko polecam przejechać się na dwóch kółkach. Tak dla relaksu.

Komentarze

  1. Ja oczywiście jeżdżę również, ale nieco inaczej. xD. Kiedyś trzeba będzie się zgrać na jakąś grupową wycieczkę. Szerokiej drogi i gumowych drzew życzę…

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

DO GÓRY