Księża i koloratki

Do poruszenia tego tematu zainspirowali mnie studenci, bo na ostatnie spotkanie przynieśli książkę Raport o stanie wiary w Polsce – wywiad rzeka z abp. Michalikiem. Dyskutowaliśmy sobie na temat niektórych wyrywkowo wybranych fragmentów, między innymi takiego oto:
„Nie ma wątpliwości, że katolicka tożsamość kapłańska musi być uniwersalna. Musi przejawiać się we wszystkich elementach życia: myśleniu, mówieniu, zachowaniu, ale też w stroju duchownym. To trzeba bez przerwy przypominać świeckim i księżom. Zarazem trzeba mieć świadomość, że nie jest to wcale problem tak całkiem nowy. Już w XVI wieku Synod Łęczycki apelował do księży, by nosili strój duchowny. I ten apel trzeba stale ponawiać, bo w ten sposób pokazuje się, choćby młodym ludziom, że księdzem można być zawsze, że jest to integralny, całościowy styl życia, rozpoznawalny i będący świadectwem dla innych”. 

Przeczytawszy to, niemalże natychmiast przypomniałem sobie o jednej  wypowiedzi Wojciecha Cejrowskiego sprzed kilku lat. Oto ona:

Jakkolwiek cenię pana Wojtka za jego bezkompromisowość i odwagę, to jednak tu się z nim nie zgadzam. Jak mówi pradawne polskie przysłowie: „Nie szata zdobi człowieka”. Ksiądz nie jest księdzem po to, żeby nosił sutannę, ani nie jest księdzem dlatego, że ją nosi. Zgadzam się oczywiście, że dzięki niej jest rozpoznawalny i sam miewałem takie sytuacje, gdy ludzie widząc mnie w stroju duchownym na ulicy podchodzili i o coś pytali czy prosili, najczęściej jednak odwracali wzrok lub darzyli inwektywami. Ojcowie duchowni w seminarium mawiali, że i to dobrze, bo dla wrogo nastawionego człowieka jest to wyśmienita okazja do konfrontacji z własnym sumieniem. Trudno odmówić racji, ale też i trudno się do końca tym  kierować.
Moim zdaniem trzeba przede wszystkim żyć w zgodzie z samym sobą. Jeśli się świadomie i dobrowolnie wybiera kapłaństwo, to oczywiście niesie to ze sobą pewne konsekwencje. Ale też księdzem nie przestaje się być, gdy zdejmuje się sutannę czy koloratkę. Tak jak lekarz nie przestaje być lekarzem, gdy po pracy w szpitalu lub przychodni zdejmuje biały kitel i stetoskop. A gdy wraca do domu i widzi wypadek, biegnie na pomoc, bo przecież jest lekarzem. Wydaje mi się, że tak samo jest (powinno być) z księżmi. Pan Cejrowski używa takiego argumentu: Ja chcę takich sytuacji misyjnych, że ktoś jedzie pociągiem, nie był w kościele od wielu lat (…) i widzi w przedziale drugą osobę (…). Jak by była koloratka to ten człowiek zdałby sobie sprawę: to jest ksiądz, normalny facet, mam go blisko – może zagadnę, może wrócę, może się wyspowiadam?  To byłoby piękne. Tymczasem powiem Wam jak jest w rzeczywistości – kiedy ktoś zobaczy księdza w przedziale, woli zmienić przedział. Koloratka wywołuje raczej konsternację niż konwersację. Najczęściej (choć nie zawsze) powoduje, że moi współtowarzysze podróży czują się nieswojo i ja również. Moje doświadczenie (krótkie jeszcze, ale zawsze jakieś jest) wskazuje niezbicie, iż większe „efekty duszpasterskie” w podróży przynosi właśnie sytuacja, gdy ksiądz podróżuje incognito – bez stroju duchownego. Nawiązuje się wtedy bez przeszkód przygodna rozmowa i zazwyczaj po kilku czy kilkunastu minutach pada pytanie w rodzaju „czym pan się zajmuje” albo też w inny sposób wychodzi na jaw, że jestem księdzem. Mimo iż nadchodzi wtedy nieunikniona chwila konsternacji, to jednak rozmówcom nieporównanie łatwiej jest to przełknąć, gdyż kontakt został już nawiązany, pierwsze lody przełamane.
Według mnie o wiele ważniejsze od tego, czy ksiądz chodzi w sutannie czy bez, jest to, czy swoim życiem pokazuje wartości wypływające z Ewangelii. Czyli po prostu: czy daje przykład chrześcijaństwa. Pan Jezus nie wyróżniał się strojem spośród ludzi Jemu współczesnych. Apostołowie także. W Kościele pierwszych wieków biskupi i prezbiterzy również nie mieli żadnych specyficznych elementów w garderobie. Natomiast ich postępowanie jasno pokazywało, że różnią się od pogan. My dzisiaj odwrotnie: sutanny, koloratki, fatałaszki, duperelki, krzyże na szyi, rybki na samochodach, różańce w kieszeni, a postępowanie niekoniecznie różne od pogaństwa.

P.S. A to jest ks. Guy Gilbert, jeden z kapłanów, których szczególnie cenię i podziwiam:


5 komentarze do “Księża i koloratki

  1. Wow. Poruszona sprawa, która mnie czasem bulwersuje. Myślę, że tu i tu jest racja. Pan C. oczywiście nie jest Księdzem tak jak ja, i trudno nam oceniać. Pamiętam jak się bulwersowałem, że klerycy AWSD, Księża seminaryjno-wydziłowi na mieście bywają po cywilu. Nie mogłem tego zrozumieć. Do momentu gdy nie zagrałem roli X. w przedstawieniu i nie wyszedłem na ławkę przed szkołę w stroju X. Jedni pozdrawiali inni mierzyli z byka i to dla mnie w przebraniu było dziwne, a nawet trudne. Mimo, że nikt mnie nie zbluzgał.

    Z drugiej strony gdy Księża unikają stroju duchownego, to jak ludzie zobaczą już takiego odważnego to patrzą jak na dziwne zjawisko. Bo nie spotyka się Księży w tramwaju, na spacerze, w markecie w stroju duchownego.

    Natomiast wypowiedź x. Michała jest także słuszna. Myślę, że w takich sytuacjach po prostu trzeba wyczuć jak się ubrać i co może mnie spotkać.

    I jeszcze pochwalę się sytuacja w moim życiu: jak mieszkałem wiele lat temu na wsi, ksiądz pojawiał się tam tylko w niedzielę na jedną mszę, jak jechał obok przystanku to uciekaliśmy za przystanek. Dlaczego? Bo był to dla mnie ktoś obcy, natomiast gdy poznałem jednego czy drugiego, zobaczyłem, że to nie jest kosmita, tylko normalny facet, o pewnej profesji.

    Pozdrawiam.

  2. muszę się zgodzić z Krzyśkiem, z Cejrowskim, oraz z Tobą x. Michale… Każdy ma po części trochę racji i to zależy na kogo się trafi. Nie można popadać ze skrajności w skrajność. Ja podziwiałam ks. Dullaka jak nam mówił o zasadności chodzenia w sutannie zamiast na "krotko". To tak samo jak z mundurem harcerskim. On nie jest po to, żeby się w nim pokazywać tylko po to by robić w nim wszystkie te harcerskie czynności, od służby, obierania ziemniaków po bieganie po lesie i wartę.

  3. Formuła "trzeba przede wszystkim żyć w zgodzie z samym sobą" jest bardzo ogólna i bez trudu może uzasadniać różne niegodziwości, których Ksiądz zapewne nie chciałby usprawiedliwiać. Wywodzi się ona z tezy J.J. Rousseau, że człowiek nie jest skażony grzechem pierworodnym, wobec tego wszystko co robi jest dobre o ile jest autentyczne (zgodne z jego z założenia dobrą naturą).

  4. Dobrze,że poruszył Ksiądz temat koloratki. Ja osobiście bardzo poważam każdego Kapłana,który nie wstydzi się chodzić w koloratce.
    Przecież dawniej wszyscy Księża chodzili w sutannach, teraz jeżdżą samochodami i jest to niewygodne, ale koloratka nie przeszkadza w niczym.A zresztą- zakonnicy nie mają takiej możliwości zdejmowania habitów i jakoś nikt mądry ich nie wyśmiewa.
    Bardzo lubię czytać Księdza wpisy , pozdrawiam.

  5. Moja opinia w tym temacie księdzu Michałowi jest znana. Mam świadomość, że radykalizuję podobnie jak pan Cejrowski. Nadal jednak uważam, że księża powinni chodzić w sutannie/koloratce jak najczęściej to tylko możliwe. Fakt, nie szata zdobi człowieka. Tak samo obrączki przecież małżonkowie nie muszą nosić, bo to nie ona ich wiąże. Ale jest ona symbolem i zewnętrznym wyrazem tej więzi, która między nimi istnieje. Sutanna zaś, moim skromnym zdaniem, jest czymś jeszcze większym. Jest nie tylko symbolem, ale też znakiem. Znakiem obecności Boga w swoim Kościele w naszych czasach. A odnoszenie się w tej kwestii w taki sposób do Chrystusa, jest, jak sądzę, nieprawomocne, bo jest pójściem na skróty, bo były to przecież inne czasy. Czyż biskup nie powinien być mężem jednej żony, czytamy u św. Pawła? Nie było wtedy celibatu. Można faktycznie podać przykład księdza Gilberta, ale jego działania duszpasterskie mają swoją specyfikę. Fakt "uciekania" od sutanny u wielu księży nie uważam zaś za wyraz ich działalności duszpasterskiej. Wiem, radykalizuję. Prosiłbym jednak tej kwestii nie upraszczać z drugiej strony.
    Pozdrawiam.

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

DO GÓRY