Przychodzi ksiądz po kolędzie
- Barańczak
- 09.01.2012
- Blog, myśli, obserwacje
- 5 komentarzy
Wybaczcie, ale mam teraz niewiele czasu na pisanie, gdyż trwa okres kolędowy. Wiele już razy ten temat był poruszany, każdego roku w styczniu jest wałkowany w mediach, księża też się rozpisują, więc nie będę dokładał wielu słów do tego, co już powiedziane. A już na pewno nie będę pisał o tym, jak kolęda powinna wyglądać. Wszyscy pragniemy ideału. Księża by chcieli wejść do czystego domu, zastać stół nakryty białym obrusem, krzyż, święconą wodę z kropidłem, Pismo Święte, w komplecie elegancko ubraną rodzinę, która głośno się modli i jest na bieżąco ze sprawami parafii, poza tym żyje po Bożemu i jest szczęśliwa, że kapłan nawiedził jej dom, co zostanie podsumowane odpowiednią ofiarą w kopercie. Ludzie z kolei chcieliby najczęściej, żeby ksiądz był uśmiechnięty, życzliwy, żeby przyszedł o odpowiedniej porze, trochę posiedział, ale nie za długo, nie czepiał się tego jak żyją i nie pytał o życie religijne. Najlepiej żeby o nic nie pytał, bo może wkroczyć na grunt niebezpieczny i ciężko się z tego wykręcić.
Rzeczywistość jest jednak daleka od ideału, i to po obu stronach. Ciężko kogokolwiek za to winić. Na tym po prostu polega specyfika odwiedzin duszpasterskich – one bywają trudne i stresujące. Dla księdza, bo trzeba chodzić codziennie przez kilka godzin i nie ma „zmiłuj się”, nigdy nie wiadomo na kogo się trafi, niejednokrotnie trzeba przełamywać bariery, poruszać sprawy trudne, choć wcale by się tego nie chciało, a do tego jeszcze zmieścić się w czasie, żeby do nikogo nie przyjść za późno itd. Dla parafian, bo muszą czasem czekać na księdza po kilka godzin, a kiedy w końcu przyjdzie, tracą na chwilę grunt pod nogami – przecież to spotkanie prowadzi ksiądz, więc w sumie gospodarz domu przestaje być gospodarzem, poza tym rodzina pragnie utrwalać obraz dobrych katolików, więc każdy się boi, że coś nie wyjdzie. Patrząc z tej strony – i niejednokrotnie obserwując autentyczny stres i blokadę u parafian w czasie kolędy – współczuję ludziom, że to aż tak przeżywają. Oczywiście są też tacy, którzy potrafią być autentyczni, tacy, którzy nie mają się czego bać, bo są bardzo blisko Kościoła i księży traktują jak własną rodzinę, no i też tacy, którym na niczym nie zależy i w razie czego wywalą księdza za drzwi.
Jest jeszcze oczywiście kwestia koperty, która ostatnimi czasy staje się najbardziej trudna w temacie wizyty duszpasterskiej, a na pewno taką być nie powinna. Przede wszystkim muszę rozwiać mit, który urasta do rangi prawdy objawionej, że jeśli ktoś nie da koperty w czasie kolędy, to będzie postrzegany jako zły katolik. To jest bzdura. Ofiara jest przecież dobrowolna. Powiem szczerze z własnego doświadczenia, że w ogóle nie zwracam uwagi, czy ktoś daje kopertę czy nie daje. Sam zresztą nigdy nie biorę, nawet gdy leży w zasięgu dłoni. To od gospodarza zależy, czy mi ją wręczy czy nie. Muszę nawet powiedzieć, że mnie drażni, gdy koperta leży na stole przy krzyżu, tak jakby była najważniejsza przy tej wizycie. Czasem ludzie się tłumaczą, że dali skromną ofiarę, bo sytuacja jest trudna itp. To całkowicie niepotrzebne. Ofiara to ofiara – czyli to, co mogę w tym momencie (i chcę) dać. Dla mnie osobiście bez znaczenia, czy to jest pięć złotych czy dwieście. I jestem pewien, że dla większości kapłanów również.
Jestem ciekaw Waszych refleksji na temat kolędy, bo nurtuje mnie sposób jej przeżywania przez ludzi. Następnym razem spróbuję opisać ciekawsze przypadki z kolęd. Było ich kilka – niektóre są śmieszne, niektóre wzruszające. Samo życie.
A ja zwykle nie daje koperty. Nie żeby mi to w czymś przeszkadzało, ale uważam tak samo – skoro dobrowolna to nie trzeba. Wolę docenić trud takiej wizyty choćby poczęstunkiem, którego zwykle taki ksiądz odmawia, bo się spieszy. A i mam nadzieję że tym samym trochę burzę stereotyp związany z księżmi i pieniędzmi, który w pewnych kręgach przybiera formę karykatury. Możliwe, że są miejsca (a pewnie są) w których takie zachowanie jest źle widziane, ale ja nigdy nie spotkałem się choćby małym 'niezrozumieniem' takiej postawy…
W sumie nic dodać, nic ująć. Ja z Żoną od 3 miesięcy jesteśmy nowymi parafianami i bardzo nie możemy odczekać się kolędy w naszym mieszkaniu. Bez stresu z wielkim oczekiwaniem (chcemy by Kapłan pobłogosławił nam nasze nowe lokum) oraz poznał nas jako nowych parafian, a my byśmy poznali naszego Księdza z parafii, a może odwiedzi nas Gospodarz parafii- Proboszcz. A co do koperty, uważam, że bez względu czy jest czy niema, ile w niej jest powinna być "od serca". Uważam, że jak nie kupie 4 paku piwa, a tę część przeznaczę na cel kolędy to będzie podwójna korzyść 🙂
PozdrawiaMy i dużo siły życzymy na kolejne wizyty Duszpasterskie.
czy rzeczywiście Ksiądz spodziewa się białego obrusu i odświętnego ubrania? czy może skoro przychodzi jak znajomy(zaryzykuję to stwierdzenie) to może być normalnie, schludnie, ale jednak nie na kant? pozdrawiam! "Koleżanka" z korytarza wydziałowego.Agata (parapeciara 😉 )
Ja osobiście bardzo lubię kolędę. Pamiętam jak jako dzieci z rodzeństwem nie mogliśmy się doczekać kiedy Ksiądz do nas wreszcie przyjdzie i wypatrywaliśmy go wybiegając co chwile na klatkę schodową. Uważam że okres kolędy jest to taki czas kiedy Księża mogą poznać parafian i odwrotnie. Można wtedy porozmawieć z Księdzem o nurtujących nas sprawach ale także i pożartować. Niestety minusem jest to że zdaża się bardzo często iż taki biedny Ksiądz ma dziennie ok 50 wejść i widać że jest już zmęczony. Nie może też na pewno zbyt długo pozostać u danej rodziny i naspokojnie porozmawiać bo inni tez przecież czekają. Co do kopert to uważam że jest to spraw drugorzędna ale co nie co powinno się jednak dać. Jeśli nie podczas samej wizyty Duszpasterskiej to przecież później można wrzucić kopertę na tace w niedzielę.
Pozdrawiam
Kościół to my – wierni i kapłani. Jeśli jesteśmy tego świadomi, to czekamy na kolędę, jak na wizytę członka rodziny (zwykle z radością).
A koperta a raczej jej zawartość? Oczywiście wedle tego, co możemy i chcemy ofiarować. Pamiętajmy jednak o wdzięczności, która jest cnotą.
U nas zdarza się tak, że ksiądz przychodzi zaraz po świętach a my spędzając je poza swoją parafią (a nawet diecezją) nie spodziewamy się wizyty duszpasterskiej. Nie stanowi to jednak problemu, bo przyjmujemy księdza zawsze ochoczo.
W dawnej parafii męża był dobry zwyczaj, że ministrant dzień wcześniej chodził i pytał, kto przyjmie księdza po kolędzie (niejako go zapowiadając).