Świat z lotu ptaka oczyma Barańczaka

Średnio raz w miesiącu wybieram się do stolicy załatwiać różne sprawy. Ponieważ są to RÓŻNE sprawy, a najczęściej nie dysponuję większą ilością czasu niż jeden dzień, dobieram taki środek transportu, aby można było te kwestie pozałatwiać jak najdogodniej. Przykładowo: jeśli mam przywieźć ciężką paczkę, to wiadomo, że nie wybiorę się pociągiem, ponieważ trzeba tę paczkę przytaszczyć do pociągu i potem jeszcze na miejscu z dworca wieźć ją przez pół miasta. W takich przypadkach, jak i wtedy, gdy trzeba załatwić wiele spraw w różnych miejscach (a często jeszcze po drodze), wybieram samochód. Z bólem serca. Bo nie dość, że wychodzi strasznie drogo, to jeszcze umęczy się człowiek za cały miesiąc. Wiem, o czym mówię, ponieważ w tym roku już dwa razy pojechałem do Warszawy autem. Droga jak droga – niczego sobie (tym bardziej w nocy) – ale wjazd do miasta to jakaś masakra. Próbowałem i od strony zachodniej (legendarna A2), i od północnej (krajowa „dziesiątka” i „siódemka”), za każdym razem natrafiając na gigantyczny korek, przez co w obu przypadkach spóźniłem się na umówione spotkania, mimo że zakładałem dotarcie na miejsce godzinę przed nimi. Wypity dwukrotnie koktajl złożony z nerwów, zmęczenia i pustki w portfelu zniechęcił mnie do takich eskapad. Dlatego też przy następnej okazji zacząłem szukać innej formy podróży – zwłaszcza, że tym razem sprawy nie wymagały użycia samochodu.
Reklamowały się intensywnie w radiu i Internecie linie lotnicze OLT Express, oferujące przelot na liniach krajowych za 99 złotych. Pomyślałem: czemu nie? To szybciej, wygodniej i taniej niż Intercity. Dołożywszy do tego wygodne godziny (rano zdążę odprawić Mszę świętą i wrócę wieczorem jeszcze tego samego dnia) można powiedzieć, że same plusy. Znalazłem w powyższej cenie bilety na powrót, ale na przelot do stolicy już tych najtańszych nie było, co mnie nieco zmartwiło. I wtedy postanowiłem z ciekawości sprawdzić, ile za bilet życzyłby sobie nasz stary narodowy przewoźnik („przelotnik”?) LOT. Spojrzałem i opadła mi szczęka – cena biletu ze Szczecina do Warszawy o 8:45 wynosiła dokładnie 65 złotych 88 groszy. Zanim kliknąłem „rezerwuj” wykonałem jeszcze w myślach krótką analizę czy odprawiając Mszę o 7:00 mam szansę zdążyć do Goleniowa przed zamknięciem bramki. Było niewielkie ryzyko, ale w końcu kto nie ryzykuje, ten nie żyje.
Miałem zatem okazję porównać usługi dwóch polskich linii lotniczych. LOT (a właściwie Eurolot, który jest podwykonawcą LOTu na tej trasie) podstawił samolot turbośmigłowy ATR-42, ciasne maleństwo o niemalże klaustrofobicznym wnętrzu (komplet pasażerów dopełniał tego wrażenia) i ze względu na śmigła również trochę głośne. Ale do podróży nie mam zastrzeżeń. Była cudna pogoda – temperatura rankiem ok. 20 stopni (na ziemi, bo na wysokości przelotowej -23 stopnie) i klarowne niebo, patrzyłem więc przez okno podziwiając na żywo widoki identyczne internetowym obrazom satelity Google Maps. Próbowałem bawić się w „Zgadnij co to za miejscowość”, ale niestety dużych miast na trasie nie było, a z siedmiu tysięcy metrów ciężko dostrzec jakieś charakterystyczne punkty mniejszych miejscowości. Dopiero gdy ujrzałem Wisłę, mogłem ocenić, gdzie się znajduję. Rozpoznałem Włocławek i za chwilę wyraźnie widoczny Płock – miasto, w którym mogłem już  odszukać i nazwać dzielnice, charakterystyczne miejsca, a nawet niektóre ulice. Pierwszy raz (z nieskrywaną radością) oglądałem moją ziemię mazowiecką z lotu ptaka. Bardzo żałowałem, że aparat fotograficzny został w schowku. Kiedy wysiadałem na Okęciu, czułem się, jakbym wyszedł z domu do sklepu – rześki, wypoczęty, żadnego zmęczenia podróżą (raczej trudno się zmęczyć w ciągu godziny spokojnego lotu). Zmęczył mnie dopiero autobus do centrum.
Powrót linią OLT Express o 21:00. Na terminalu byłem dość wcześnie, żeby zrobić kilka zdjęć samolotom stojącym na płycie. Najpierw ATR-42 Eurolotu (dokładnie taki, jak ten, którym przyleciałem):

Potem Airbus A320 przygotowujący się do odlotu w kierunku Gdańska:
Następnie Embraer 190, jeden z najnowszych nabytków PLL LOT. Rozpoczyna kołowanie, aby zaraz odlecieć do Brukseli.

I już z okna samolotu widok terminalu, a najbliżej stojący to Boeing 737 czeskich linii czarterowych Travel Service odlatujący z kompletem pasażerów (widziałem tę ciągnącą się w nieskończoność kolejkę do odprawy) na Maltę.

Tym razem lecę odrzutowym Airbusem A320 i niezwykle łatwo przychodzi zauważyć różnicę w stosunku do turbośmigłowego ATRa. Przede wszystkim samolot jest większy (co za tym idzie jest więcej przestrzeni w środku), bardziej komfortowy i odczuwalnie szybszy. Ma to swoje negatywne strony, ponieważ wzbił się w powietrze tak szybko, że na zdjęciu Warszawy, które zdążyłem zrobić, niewiele już można zobaczyć oprócz wyraźnie zarysowanego przebiegu nowo budowanej drogi.

Lot przebiegł w takim tempie, że ledwo zdążyłem odmówić Nieszpory (oczywiście nie licząc czasu na start, lądowanie oraz poczęstunek składający się z ciastka i napoju do wyboru). Powietrze nadal było dość klarowne, choć już na Pomorzu na nasze powitanie rozwinięto piękny dywan z chmur, przez który od czasu do czasu przebijały światła miasteczek.

Uchwyciłem jeszcze jedną różnicę między LOTem, a OLT Express. W pierwszym samolocie dominowała tzw. biznes-klasa (poważni panowie w nienagannie skrojonych garniturach pod krawatami) oraz transfery (czyli podróżni udający się poza granice kraju, przesiadający się w Warszawie). W drugim zaś pasażerów można było swobodnie określić mianem „wszyscy” – emeryci, studenci, rodziny z małymi dziećmi itd. To by oznaczało, że firma OLT Express spełniła swoje zamiary przestawienia ludzi z innych środków transportu na samoloty. Nie zamierzam tu nikogo reklamować, a jedynie zwrócić uwagę na to, że podróżowanie na trasach krajowych w powietrzu przestało być już „ekskluzywne”, „dostępne dla nielicznych”, „poza zasięgiem portfela” itd. Samolot stał się poważną konkurencją dla pociągu, o samochodach nawet nie wspominając. Polecam zwłaszcza męczącym się w podróżach.

Komentarze

  1. Popieram. Tydzień temu w piątek leciałem do Warszawy OLTExpres, i rzeczywiście nie ma co się zastanawiać. za 99,00zł w niecałą godzinkę. Auto odpada, jedynie szkoda przygód podczas podróży pociągiem. Polecam.

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

DO GÓRY