Jesteście Państwo, drodzy Czytelnicy, również współtwórcami tego bloga. Pragnę szczerze zapewnić, że czytam wszystkie Wasze komentarze, chociaż odpowiadam na nie tylko w zupełnie wyjątkowych przypadkach. Natomiast interesują mnie Wasze opinie, gdyż mam możliwość konfrontacji mojego świata z czyimś, być może zupełnie odmiennym. Czasem czyjś krótki wtręt napisany może mimochodem przy kawie inspiruje mnie do długich przemyśleń. Albo do kolejnego wpisu.
Tak jest właśnie tym razem. Ktoś napisał (pozwolę sobie zacytować w całości): Mimo wszystko słowo dupa spod pióra księdza drażni mnie. Chyba się starzeję. Nie wiem, czy to akurat oznaka starzenia się, ale dzięki temu postanowiłem naskrobać fragmencik o swoim podejściu do wulgaryzmów.
Otóż języka wulgarnego nie trawię, nie cierpię i unikam jak tylko mogę, kiedy jest używany bez sensu. Drażni mnie niemiłosiernie, gdy muszę słuchać w różnych sytuacjach (zwłaszcza w miejscach publicznych) słów na k…, ch…, p… itp., które są traktowane niemalże jak przecinki w zdaniu. Myślałem kiedyś o przyczynach takiego używania wulgaryzmów i doszedłem do wniosku, że najprawdopodobniej służą one powiększeniu EGO osoby, która w wyżej wspomnianej konfiguracji je stosuje – to jest komunikat w rodzaju: Jestem k…a ważniak i nikt mi nie podskoczy.
Ponieważ jednak żyjemy w czasach, w których język wulgarny jest obecny praktycznie wszędzie, nie jestem – jako normalny (?) człowiek – od niego wolny. Przenika więc i do moich wypowiedzi, także publicznych (ale nigdy w kościele!!!), jakkolwiek zawsze staram się, żeby był używany zgodnie z przeznaczeniem. Bo język wulgarny ma swoją funkcję w wypowiedziach. Najczęściej służy wyrażeniu swoistej ekspresji emocjonalnej, i to nie tylko negatywnej – jeśli powiem, że coś jest „bardzo piękne”, to nie wyrażę tak bardzo mojego zachwytu, jak używając sformułowania: „zajebiście piękne”. Czasem wulgaryzmy służą z kolei prowokacji odbiorcy, albo też bardziej naturalistycznemu przedstawieniu rzeczywistości. I jeżeli ktoś używa języka wulgarnego rzadko i w tych celach, to nie mam raczej do niego pretensji. Kiedy po raz kolejny stukniemy się młotkiem w palec, raczej trudno nie przekląć, choć tak łatwo wydaje się, że można krzyknąć „uderzyłem się w palec”, zamiast „k..wa mać!”. Życie bywa bardziej skomplikowane niż teorie.
Natomiast – żeby sprawa była jasna – słowa „dupa” nie uważam do końca za wulgaryzm (chyba że używane jest w odniesieniu do płci pięknej, wtedy jest jak najbardziej odrażające). Mimo że Słownik Języka Polskiego definiuje owo słowo jako wulgarne, dla mnie nie jest na tyle drażniące, by nie mogło być pomocą przy dobitnym wyrażeniu pewnych poglądów. Oczywiście szanuję to, że ktoś może mieć inną wrażliwość na te rzeczy, ale mimo wszystko to mój świat i moje kredki, którymi go rysuję.
Otóż języka wulgarnego nie trawię, nie cierpię i unikam jak tylko mogę, kiedy jest używany bez sensu. Drażni mnie niemiłosiernie, gdy muszę słuchać w różnych sytuacjach (zwłaszcza w miejscach publicznych) słów na k…, ch…, p… itp., które są traktowane niemalże jak przecinki w zdaniu. Myślałem kiedyś o przyczynach takiego używania wulgaryzmów i doszedłem do wniosku, że najprawdopodobniej służą one powiększeniu EGO osoby, która w wyżej wspomnianej konfiguracji je stosuje – to jest komunikat w rodzaju: Jestem k…a ważniak i nikt mi nie podskoczy.
Ponieważ jednak żyjemy w czasach, w których język wulgarny jest obecny praktycznie wszędzie, nie jestem – jako normalny (?) człowiek – od niego wolny. Przenika więc i do moich wypowiedzi, także publicznych (ale nigdy w kościele!!!), jakkolwiek zawsze staram się, żeby był używany zgodnie z przeznaczeniem. Bo język wulgarny ma swoją funkcję w wypowiedziach. Najczęściej służy wyrażeniu swoistej ekspresji emocjonalnej, i to nie tylko negatywnej – jeśli powiem, że coś jest „bardzo piękne”, to nie wyrażę tak bardzo mojego zachwytu, jak używając sformułowania: „zajebiście piękne”. Czasem wulgaryzmy służą z kolei prowokacji odbiorcy, albo też bardziej naturalistycznemu przedstawieniu rzeczywistości. I jeżeli ktoś używa języka wulgarnego rzadko i w tych celach, to nie mam raczej do niego pretensji. Kiedy po raz kolejny stukniemy się młotkiem w palec, raczej trudno nie przekląć, choć tak łatwo wydaje się, że można krzyknąć „uderzyłem się w palec”, zamiast „k..wa mać!”. Życie bywa bardziej skomplikowane niż teorie.
Natomiast – żeby sprawa była jasna – słowa „dupa” nie uważam do końca za wulgaryzm (chyba że używane jest w odniesieniu do płci pięknej, wtedy jest jak najbardziej odrażające). Mimo że Słownik Języka Polskiego definiuje owo słowo jako wulgarne, dla mnie nie jest na tyle drażniące, by nie mogło być pomocą przy dobitnym wyrażeniu pewnych poglądów. Oczywiście szanuję to, że ktoś może mieć inną wrażliwość na te rzeczy, ale mimo wszystko to mój świat i moje kredki, którymi go rysuję.
Ja się zawsze zastanawiałem co z sisiorami, pieprzeniem, cholerą, cipkami, pierdzieleniami.. i całą tą 'szarą strefą' wulgaryzmów…
Ja uważam, że słowo "dupa" jest wulgarne, ale nie jest przekleństwem. Rozróżniam te dwa pojęcia: przekleństwo i wulgaryzm. Każde przekleństwo jest wulgaryzmem, ale nie każdy wulgaryzm jest przekleństwem. Sama nie przeklinam, wulgaryzmów też staram się unikać, ale z tym jest różnie.
Nie drażni mnie, kiedy Ksiądz używa wulgaryzmu. Dane mi było słyszeć, jak duchowny puszcza piękną wiązankę czy soczystym przekleństwem informuje ludzkość, że oddycha, a że pobiera tlen dosyć często, to miałam okazję nasłuchać się niewyszukanych wyrazów. Księża z reguły są ludźmi i choć niekiedy trudno w to uwierzyć – nie urodzili się w sutannie. Wychowywali się w różnych środowiskach i niektóre przyzwyczajenia po prostu zostają. Na początku byłam trochę zniesmaczona, kiedy z ust czy spod pióra jakiegoś księdza wyszedł wulgaryzm, ale później się przyzwyczaiłam. Nie… złe słowo. Nie tyle się przyzwyczaiłam, co po prostu przestało mnie dziwić, że duchowni nie są idealni, że są bardziej ludzcy, niż się wydaje.
A ogólnie to czasem bardziej razi mnie "gówno" niż "cholera" – ale to zależy od wszystkiego.
Tak jak Ksiądz wspomniał, wulgaryzmy czy przekleństwa są w pewien sposób sposobem na ekspresję skrajnych uczuć. Wulgaryzmy są tylko i wyłącznie słowami. Słowniki, języki cały czas ewoluują i coś co dziś jest uznawane za normalne słowo, jeszcze kilkadziesiąt lat temu było słowem niemal zakazanym.
Powstaje zatem pytanie czym są przekleństwa i wulgaryzmy. Choć może nas drażnić, to że ktoś używa nagminnie słowa "k**wa" jako przecinka, to czy jego język faktycznie jest obraźliwy? Może niekulturalny, mało wyrafinowany lub też po prostu prosty, ale naprawdę obraźliwe jest używanie tego słowa w stosunku do prostytutek. Jakkolwiek nie pochwalam tego procederu, to zauważyć trzeba, że użycie słowa "k**wa" w stosunku do takiej kobiety ma na celu jej obrażenie i tu pojawia się problem. Mówiąc i obrażając można wyrządzić wielką krzywdę toteż bardziej winni są Ci używający "brzydkich" w naszych czasach – co jest ważne – zwrotów do obrażenia kogoś niż Ci, którzy po prostu ich używają do wyrażenia emocji lub chociażby jako przecinków czy zaimków, bo samemu zdarza mi się w stosunku do kolegów w męskiej rozmowie nazywać ich, można by powiedzieć obraźliwie, choć i ja i oni wiemy, że jest to na celu prawdziwej urazy.
Podsumowując moją może miejscami niespójną i chaotyczną wypowiedź. Nie słowa czynią mowę brzydką, wulgarną, lecz sens i okoliczności wypowiadania tych słów.
Pozdrawiam.
Ksiądz poruszył, że rażące jest używanie słowa "dupa" w odniesieniu do kobiet. Zgadzam się z tym w 100%. Gdy słyszę, jak mężczyźni lub jeszcze gorzej młodzi chłopacy mówią coś w rodzaju: "Ale fajne dupy" gdy widzą dziewczyny, mam wrażenie, że traktują je jak towar, że patrzą tylko na nie jak na towarzystwo do łóżka i zaspokojenia swojego popędu płciowego. Jest to okropne i odrażające.
Jeśli chodzi o przeklinanie u księży, to im, jak każdemu może się zdarzyć powiedzieć"zajebisty" czy nawet "k***a", ale puszczanie wiązanek i nagminne przeklinanie, jak ktoś wyżej zauważył u jednego księdza, uważam za niedopuszczalne. Jasne, ksiądz też człowiek, ale idąc do seminarium decyduje się jednak być przykładem dla wiernych. Ktoś słysząc nagminne przekleństwa z ust księdza może sobie pomyśleć, że jest on niewiarygodny w tym co mówi, że przeklinanie jest grzechem albo nawet wyjść z założenia, że skoro ksiądz przeklina, to jest to dopuszczalne w społeczeństwie
I dlatego nie lubię jak ktoś mówi o mnie lub do mnie "laska". Bo oznacza to mniej więcej "niezła dupa". – Czyli przedmiot. 🙂
A jeśli chodzi o wulgaryzmy, to nie lubię jak ktoś bluzga. Ale uważam/wiem, że często służy to ekspresji, rozładowaniu emocji. I w związku z tym nie robię jakiejś tragedii z tego, że ktoś sobie soczyście zaklął. Ot – zdarza się. No chyba, że ktoś rzuca "tymi" słowami ma prawo i lewo albo bardzo często rozładowuje tak emocje. Wtedy to już mi przeszkadza:)
A u księży? Jak nie patrzeć, też ludzie:) Oczywiście, w pewnych sytuacjach nie wyobrażam sobie, żeby używali niektórych słów – tak samo jak nie wyobrażam sobie, żeby to robił nauczyciel podczas lekcji, prezenter w telewizji, biznesmen w kontaktach biznesowych lub oficjalnych spotkaniach… Albo pani w banku. Chyba można by generalnie powiedzieć, że chodzi o sytuacje oficjalne.
Monika
Od kiedy pamiętam, tj. od dzieciństwa, zawsze gdy słyszałam wulgarne słowo przejmował mnie gniew i smutek. Oraz wstręt i odraza jak na widok szamba i robactwa. Oczywiście!! jak najbardziej można uderzyć się w palec i jedynie jęknąć z bólu. Nie mówię tego teoretyzując! Można oddać ten (i każdy) ból Bogu, po śmierci nie będzie już ku temu sposobności… Nikt, kto Go naprawdę kocha, nie będzie chciał mu zadawać tego bólu… Wulgaryzmy kalają to co z zamysłu Boga ma być piękne, dobre i służyć pokojowi i miłości.
Zły duch posługuje się wytrychem obrzydliwego słownictwa. Za nim aż nazbyt często stoi złość, agresja, nienawiść, nieopanowanie, nieuporządkowanie, zniewolenie swoistym natręctwem itd. i są to naprawdę zabójcze sieci. A to nie jest wcale abstrakcja! Kto jak kto, ale osoba powołana przez Pana do stanu duchownego powinna sobie z tego zdawać sprawę. A inteligentna i mądra także zdawać sobie sprawę, że wypowiadając "k…a mać" pomawia swą swą matkę – ewentualnie, pozostaje jedynie współczuć rodzicielki tak lekkiego prowadzenia się. Niektórzy mówią "męskie słowo". Głupota! Jakie męskie, skoro oznacza kobietę, i to upadłą? Nie mają się czym szczycić zarówno (po tej zmianie płci) z wyglądu mężczyźni, jak i kobiety,samo-degradujące się pospołu z tymi babo-chłopami. Maria